W lutym 2011 roku mój studencki pobyt w Norwegii dobiegał końca. Kasa się kończyła, a perspektyw wyjazdowych nie było. Jakoś w te paskudne dni nikomu z Erasmusów nie chciało się ruszyć w dalszą podróż. Ale ja nie mogłam odpuścić i darować sobie nie zobaczenia północy Norwegii. Na zakończenie studenckiej przygody musiałam postawić wisienkę na torcie.
Wielkie planowanie 🙂 (fot. Marcin Łapiński „Łapa”)
Norweskie NSB
Znalazłam tanie połączenia norweską koleją na http://www.nsb.no za 400 NOK (Oslo – Bodo i z powrotem), zapakowałam namiot, odezwałam się do kilku osób z Couchserfingu z zapytaniem o „kanapę” i zadzwoniłam do znajomego Marcina z Polski czy nie chciałby ze mną pojechać na północ. Prawie od razu wyraził chęć i już kilka dni potem spotkaliśmy się w Oslo.
Norweska kolej to dość inny standard niż Polskie PKP:-) Co tu pisać…. niebo a ziemia:-) Chodź by w obsłudze klienta. Przykładowo o zmroku, kiedy juz zasypialiśmy w pociągu, konduktor zbliżył się do nas nie próbując nawet potrząsnąć ramieniem, pochylił się lekko i powiedział coś w stylu; „Przepraszam, że Państwa budzę i niepokoję, ale chciałbym tylko sprawdzić Państwa bilety” W Polskich przedziałach wiadomo jak to wygląda. Wszyscy śpią poupychani jak sardynki, światło jest zgaszone, a konduktor otwierając i prawie wyrywając drzwi z przedziału z hukiem staje między podróżnymi, zapala światło i krzyczy; „Bileciki do kontroli!” Potraficie to sobie wyobrazić?
CO kraj to obyczaj 🙂
Podróż norweską koleją i mapa Lofotów (fot. Marcin Łapiński „Łapa”)
Jesteśmy !
Lofoty czarują. Zdecydowanie. Gdy się tam przyjeżdża to oko ludzkie nie jest w stanie ogarnąć tego wszystkiego. Dopiero po jakimś czasie człowiek się przyzwyczaja do zapierających widoków, które pojawiają się już po opuszczeniu promu. W tym czasie była zima, a my nart i rakiet nie mieliśmy więc na dłuższe wędrówki nie było co liczyć. Zresztą jak na pierwszy, krótki i dość spontaniczny wyjazd zobaczyliśmy całkiem sporo.
Widok w drodze do Fredvang (Fot. Marcin Łapiński „Łapa”)
Z nocowaniem w namiotach na Lofotach niby nie ma problemu bo obowiązujące norweskie prawo Allemannstretten (odsyłam do mojego artykułu https://norwaydream.wordpress.com/2010/12/10/allemannsretten/ )mówi o tym, że każdy wędrowca ma prawo rozbić swój namiot późnym wieczorem. Musi jedynie zwinąć go rano i zachować odległość ok 150m od budynków. Ale żeby na Lofotach racjonalnie rozbić nocleg, trzeba wyjść dalej w góry. Gdy spojrzymy na krajobraz szczególnie zachodniego archipelagu to droga, po której mogą przejeżdżać samochody otoczona jest z jednej strony 600-700 metrowymi ścianami pionowo spadającymi w dół, a z drugiej strony otoczona jest przez morze. Na wypłaszczeniach rozsiane są tylko większe miasteczka lub osady. Dlatego właśnie, gdy przyjeżdża się tu po raz pierwszy góry zachwycają swym ogromem mimo tego, że większość szczytów nie przekracza tutaj 1 000 metrów. Wyrastają one niemal pionowo prosto z ziemi.
Olstinden (tylko 675 metrów a robi wrażenie) fot. Aleksandra Guzek
Pomimo położenia za kołem podbiegunowym na Lofotach nie jest jakoś strasznie zimno. To wszystko dzięki ciepłemu prądu morskiemu Golfsztrom, który opływa archipelag. Ale z moich doświadczeń wynika, że jednak jest zimno 🙂 Wiatr i duża wilgotność powietrza powodują, że temperatura odczuwalna jest trochę niższa.
Przed zamarznięciem pod namiotem, uratowała nas para sympatycznych polaków; Agata i Erwin którzy poprzez Couchserfing zaoferowali nam dostęp do jednej z kwater, które wynajmują podczas wakacji. Byliśmy im bardzo wdzięczni.
Biwakowanie koło drogi (fot. Marcin Łapiński „Łapa”)
Lofockie przygody
W górach nie zrobiliśmy zawiele, a część typowych turystycznych atrakcji było zamkniętych w tym okresie. Ale dzięki uprzejmości właściciela Muzeum wędkarskiego w miejscowości „A” mogliśmy za darmo zwiedzić i podziwiać eksponaty.
Na miejscu poruszaliśmy się cały czas autostopem. Nie ukrywam było ciężko, ale i zabawnie. Mogliśmy dzięki temu poznać rdzennych mieszkańców tego miejsca, chodź na Lofotach mieszka też wielu przyjezdnych. Młodzi na okres studiów lub początków zawodowej pracy zazwyczaj wyjeżdżają, ale większość z nich wraca w swoje rodzinne miejsca. Wracają, bo nie są przyzwyczajeni do tłumu i miasta. Uważają, że mieszkają w najpiękniejszym miejscu na ziemi.
Autostop (fot. Marcin Łapiński „Łapa”)
Któregoś dnia udaliśmy się do wioski rybackiej Nusfjord, która wpisana jest w listę UNESCO. Zaczyna się tutaj szlak, który biegnie zboczem góry wzdłuż wybrzeża. Latem pokonuje się w 2 -3 godziny, nam w zimę, z ciężkimi plecakami zajęło to ok. 7 h. I zrobiliśmy to tylko dzięki temu, że ktoś wcześniej przeszedł tędy na nartach i wyznaczył nam ślad. Miejscami przedzieraliśmy się w śniegu po pas 🙂 Widok kontynentalnej Norwegii na taką odległość po prostu mnie zamórował. Miałam ochotę wręcz przyklęknąć:-)
Widok na kontynentalną Norwegię (fot. Marcin Łapiński „Łapa”)
Nusfjord zimą (for. Marcin Łapiński „Łapa”)
Szlak kończył się w wiosce Nesland, składającej się z kilku domów. W większości domów paliły się światła, ale były one niezamieszkałe. Norwedzy opuszczając swoje letnie domki zostawiają zapalone światła, aby pomogły one kutrom rybackim wrócić do domu. Teraz tylko pozostało nam przejść zasypaną drogą, wzdłuż góry Trollhamran. Było już ciemno, a widok jaki nam towarzyszył był po prostu…. księżycowy. Nie sposób tego opisać.
Moskenes o zmroku (fot. Marcin Łapiński „Łapa”)
Na końcu drogi czekał na nas rybak, który złapał nas wcześniej na stopa. Bardzo się o nas martwił, że długo nie wracamy. Zabrał nas umęczonych przy końcu szlaku i wręcz poprosił abyśmy tę noc spędzili u niego w rorbu przystosowanym dla zwykłych turystów. Okazało się, że rybak jeździ czasem do Świnoujścia aby naprawiać swój kuter rybacki. Przy okazji udaje się też do dentysty, bo te usługi są nawet o 200 % tańsze niż w jego rodzinnym kraju:-) Dlatego właśnie przed wyjazdem na wymianę studencką wyleczyłam wszystkie zęby! Ot co! 😀
Rybak złapany na stopa 🙂 (fot. Marcin Łapiński „Łapa”)
Błogie lenistwo u rybaka w rorbu (Fot. Marcin Łapiński „Łapa”)
Spotykając Erwina i Agatę z http://www.rorbuer.no/pl zostalismy jeszcze zaproszeni na wieczorne spotkanie, gdzie mogliśmy spóbować świeżo co złowionego dorsza, napić się piwa i porozmawiać o polsko – norweskich relacjach 🙂 Było naprawdę miło.
Chatki rybackie tzn rorbu (fot. Marcin Łapiński „Łapa”)
Niesamowite zestawienie kolorów po burzy na Lofotach (for. Marcin Łapiński „Łapa”)
Podsumowanie
To niesamowite, ale wyjeżdżając z Oslo w ogóle nie przypuszczaliśmy, że spotka nas tyle pozytywnych sytuacji. Ruszyliśmy z namiotem przekonani, że te kilka nocy spędzimy pod chmurką:-) Szczęśliwie okazało się jednak inaczej.
Nie zapomnijcie o pozytywnym nastawieniu podczas swoich podróży!
God tur!
Skrzynki pocztowe na Lofotach (fot. Marcin Łapiński „Łapa”)