Napisane przez: Ola | 24 marca, 2013

Jak tanio podróżować po Norwegii?

Każdy musi znaleźć swój sposób na tanie podróżowanie. Przede wszystkim, trzeba odpowiedzieć sobie na pytanie, co jest dla nas najważniejsze: komfort, cena, a może przeżycia, który dany wybór może nam zapewnić. Jeśli od dawna marzyłeś o wyjeździe do Norwegii, ale barierą był „brak kasy” to prawdopodobnie twoje marzenie nie było aż tak silne, żeby Cie zmotywować do podjęcia działań. I było po prostu tylko marzeniem. Tak też można. Ale co by było, gdyby fiordy były naprawdę na wyciągnięcie ręki?

INN_0189-92936_500

Ålesund, C H – Visitnorway.com

Tanie linie lotnicze

Najprościej i najtaniej jest przylecieć samolotem. Najtańsze bilety oferują linie Wizzair i Ryanair. Bilety można kupić już za kilka złotych (bagaż podręczny 10 kg), a najtańsze loty są z Gdańska (do Gdańska można dostać się również tanio Polskim Busem). W Ryanarze należy jednak uważać na dodatkowe opłaty (np. za bagaż rejestrowany, kupiony tuż przed odprawą płaci się więcej niż za bagaż kupiony w czasie rezerwacji) Norwegian również oferuje atrakcyjne ceny, ale najczęściej w przypadku wcześniejszej, kilkumiesięcznej rezerwacji. Z Polski możemy polecieć już do: Oslo, Bergen, Ålesund, Trondheim, Stavanger, Kristiansand oraz Haugesund. Korzystając z linii lotniczych najczęściej latamy do Oslo.  Istnieją tutaj 3 lotniska. W związku z tym, że sprawa lotnisk w Oslo nie jest aż tak klarowna, zapraszam do zapoznania się z artykułem, który podpowie na jakim lotnisku  najlepiej wylądować oraz jak się z niego wydostać. Kliknij tutaj; lotniska w Oslo

Wewnątrz kraju latają SAS, Warie i Norwegian.


Norweskie koleje Państwowe
 

Transport kolejowy w Norwegii do tanich nie zależy. Ale jeśli kupisz bilet z wyprzedzeniem to możesz trafić na naprawdę atrakcyjną cenę. Nsb zawsze z 3 miesięcznym wyprzedzeniem wypuszcza ok 1 miln tanich biletów zwanych „mini prices”. Dzięki temu 1200 km można przejechać już za 200 NOK.  

Więcej info: http://www.nsb.no

072002-99#699-43192 2

Romsdalen Valley, Johan Berge – Visitnorway.com

Explore Norway Ticket

Linie lotnicze Widerø mają duży wybór wycieczek objazdowych samolotem po Norwegii. Warto zakupić bilet, Explore Norway Ticket czyli „Poznaj Norwegię”, który daje możliwość nieograniczonego latania samolotami przez dwa tygodnie w okresie od 19 czerwca do 27 sierpnia. Bilet ten do tanich jednak nie należy. Za możliwość przemieszczania się po całej Norwegii zapłacimy niecałe 4 tyś NOK.

Więcej info: Explore Norway Ticket

Autostop

Jeśli posiadasz dużo czasu i stanie na drodze z wyciągniętym kciukiem nie jest dla Ciebie problemem, to powinieneś koniecznie zajrzeć tutaj; Autostopem po Norwegii. Dowiesz się min. na co uważać jeżdżąc autostopem w tym kraju.

A oprócz tego przyda Ci się:

  • Podróżowanie wewnątrz kraju autobusami http://www.nor-way.no/
  • wchodząc na stronę http://www.177.no/ lub dzwoniąc na ten sam numer uzyskasz informacje na temat połączeń, które Cię interesuję w danym regionie.

No to jak? Przekonałam, że można? -)

O tanim spaniu w Norwegii przeczytasz w oddzielnym artykule.

Hardanger 2010-90-130854

Hardanger, CH – Visitnorway.com

A co powiesz na:

– podróż do Norwegii samochodem lub/i
– zwiedzanie Norwegii na rowerze?

Napisane przez: Ola | 2 lutego, 2013

Lotniska w Oslo

Sprawa lotnisk w Oslo bywa czasem dość kłopotliwa i niejasna, szczególnie dla osób pierwszy raz udających się w ten rejon. Poniżej krótki opis lotnisk i przydatne linki.

imageWithFallback

Johan Wildhagen – Visitnorway.com

Lotnisko Sandefjord Lufthavn Torp (www.torp.no – informacje po polsku)
Leży ok 120 km na południowy zachód od Oslo (po zachodniej stronie fjordu). Jest to najdalej wysunięte lotnisko samolotów, które mają loty do stolicy Norwegii. Tutaj przylatuje Wizzair. Aby dostać się do miasta można jechać oczywiście stopem 🙂 lub wziąć autobus (busy podstawiane są pod każdy lot z /do Oslo i odjeżdżają 30 min po przylocie każdego samolotu) http://torpekspressen.no/ koszt to 200 NOK do Oslo, a czas jazdy prawie 2 h. Usługi transportowe oferują też Polacy. Koszty podróży są wtedy niewiele mniejsze, dodatkowo jednak kierowcy oferują podwózkę pod sam dom. Pod lotnisko podstawiany jest również darmowy autobus na stacje kolejową „Torp” (4 min jazdy) stąd można już wyruszyć w naprawdę daleką podróż. Kolej dojeżdża za koło podbiegunowe.

Lotnisko Moss-Rygge – lotnisko oddalone o ok. 70 km od Oslo na południowy wschód. Tutaj przylatuje Ryanair. Leży ono po wschodniej stronie fjordu. Do miasta można dostać się również za pomocą podstawionego autobusu pod każdy lot. (http://www.ryggeekspressen.no) Czas podróży to ok 60 min, a koszt to 160 NOK. Autobus z Oslo zawsze odjeżdża na 2 h i 50 min przed planowanym odlotem z Bussterminnalen. Z Rygge również można w 4 minuty dostać się do stacji kolejowej.

Jeśli chcemy z tych lotnisk dostać się do Oslo to najekonomiczniej wychodzi zawsze autobus. Oczywiście stopem też się da 🙂

Lotnisko Gardermoen (www.osl.no) – lotnisko położone ok 50 km na północny wschód od Oslo. Tutaj przylatuje Norwegian, ale bilety tej linii są prawie zawsze droższe od pozostałych.

Napisane przez: Ola | 31 października, 2012

Autostopem po Norwegii

Gdyby nie autostop to nie zrealizowałabym żadnych swoich celów podróżniczych. Przed przyjazdem na wymianę studencką spodziewałam się, że poznam wielu ludzi podobnych do mnie, którzy marzą o podróżach, przygodach i aktywnościach sportowych. Od razu proponowałam im wspólną podróż autostopem, ale oni niestety podchodzili bardzo z rezerwą do tego pomysłu. Ja byłam otwarta, a oni bardzo nieufni. Co więcej Niemcy mieli większe dofinansowania na pobyt w tym kraju, więc trudno byłoby się spodziewać, że wybiorą mniej komfortowy środek podróży. Z tego powodu na pierwsze wyjazdy zmuszona byłam jeździć sama. Nie jestem typem samotnika, ale „posiadówka” w Norwegii bez realizacji planów podróżniczych nie miałaby dla mnie sensu.

Czasem niestety można pomylić kierunki 🙂

Przygoda, jeszcze raz przygoda!

Jeżdżenie stopem w Norwegii nie jest popularne wśród samych mieszkańców, ponieważ ich stać na tutejszy transport i na własny samochód. Dziwią się na widok takiego autostopowicza i pytają „słuchaj, przecież jest tyle środków transportu, czemu nie możesz pojechać pociągiem, samochodem czy autobusem? „ W sezonie letnim można spotkać autostopowiczów z zagranicy chodź ja, podczas swoich podróży natknęłam się na Norwegów, którzy w młodości jeździli stopem po Europie. To głównie oni zatrzymywali się, aby zgarnąć mnie z ulicy. Raz spotkałam dość młodego Norwega, który pracował dla Volvo i bardzo nieufnie zatrzymał się niedaleko mnie. Najpierw zaczął się mnie wypytywać, kim jestem, co tutaj robię i gdzie jadę. Gdy jednak wyciągnęłam od niego informacje, że jedzie prosto do Oslo (400km) to zanim biedaczek się obejrzał ja już siedziałam u niego w samochodzie. 

Autostopowe znajomości na Lofotach 🙂

Jadąc autostopem prawie zawsze miałam szczęście i spotykałam na swojej drodze odpowiednich ludzi (tak samo miałam szczęście do spotykania Polaków, którzy mi pomagali) Z niektórymi kierowcami utrzymuję kontakt do tej pory. Podczas wyjazdu na Preikestolen zastała mnie noc, bo wyruszyłam bardzo późno z domu. Nierozsądnie, ale nie mając za bardzo innego wyboru łapałam stopa w nocy. Zatrzymał się pan z córką i zaoferował mi nocleg w norweskim domku u jego znajomych. Potem okazało się, że w tym domu w oddzielnym pokoju znajduje sie nadajnik radiowy uzywany podczas II wojny światowej.

Kilka wskazówek

Autostop w Norwegii ma o tyle wiele zalet, że podróż samochodem przez ten kraj należy do naprawdę niesamowitych przeżyć. Nie trzeba wcale jechać na północ, żeby zobaczyć istnie księżycowe krajobrazy. A po drodze istnieje wiele miejsc, gdzie spokojnie można stanąć i wyczekiwać. Kierowcy z uwagi na wysokie mandaty jeżdżą też ostrożnie.

Trzeba jedynie uważać na drogach dojazdowych w góry, bo można się wpakować w niezłą kaszanę. Może zdarzyć się tak (szczególnie poza sezonem), że przez cały dzień nie spotkamy żadnego samochodu, albo tylko jeden w przeciwnym kierunku. Wówczas taka podróż może być niebezpieczna. Jak myślicie ile dni może nam zająć przejście 120 km z ciężkim plecakiem do pierwszej miejscowości? Mi coś takiego się przydarzyło, gdy wracałam z Kjeragu, ale na szczęście spotkałam robotników na drodze, którzy odwieźli mnie do drogi głównej.

Prawdą jest też, że im dalej na północ tym mniej samochodów i trzeba liczyć głównie na tiry. Gęstość zaludnienia w tym kraju dla autostopowicza ma duże znaczenie. Ponad połowa ludności mieszka w promieniu 250 km od Oslo ( a to zaledwie kilka % powierzchni całego kraju), więc podróżując za koło podbiegunowe trzeba uzbroić się w cierpliwość.

Podróżowanie autostopem w zimie nie należy do najbezpieczniejszych, wiele dróg jest pozamykanych  i jak wiadomo ta pora roku w tym kraju nie należy do najcieplejszych (szczególnie w centralnej Norwegii). Chodź nam się zdarzyło przemieszczać stopem po Lofotach w lutym, to jednak nie było to proste zadanie i w ostateczności zmuszeni byliśmy wziąć autobus.

Podczas jednego z moich wyjazdów kierowca – rodowity Norweg przez całą drogę ostrzegał mnie przed jazdą stopem w tym kraju. Mówił o wielu przypadkach gwałtu, porwań, które opisywane są w gazetach. Powiedział, abym nigdy, przenigdy nie wsiadała do samochodu ludzi nie z zachodu. W sumie miał rację. Norwegia przyjmuje wielu imigrantów z krajów muzułmańskich, gdzie prawa kobiet są znacznie ograniczone i bardzo często traktowane są tam jak z gorszej kategorii. Z tego powodu w wyniku braku odpowiedniej edukacji dla mężczyzn z tych krajów, dochodziło do wielu gwałtów na kobietach. Czuli się po prostu bezkarni. Tendencja ta utrzymuje się po dziś (wystarczy spojrzeć na statystyki; http://www.ssb.no/a_krim_tab_en/tab/tab-2012-03-28-05-en.html). Z tego powodu odradzam szczególnie dziewczynom wsiadanie do samochodu ludzi niektórych nacji. Takie stanie na ulicy może być dla nich tylko oznaką, że mogą z nią zrobić co chcą.

Typowym problemem może okazać się również wydostanie się z miasta, szczególnie Trondheim, Oslo, Bergen. Zdecydowanie łatwiej jest dziewczynie w pojedynkę lub dwójce ludzi, ale płci przeciwnej chodź dwóch facetów myślę, że również da radę. Co do reszty standardów należy stosować się jak wszędzie, wyraźna tabliczka z nazwą miejsca gdzie zmierzamy, widoczny plecak i duży uśmiech. Jeśli będziecie mieć trochę szczęścia albo będziecie z dziewczyną to spotkacie Norwega, który bezinteresownie zaprosi Was na obiad czy podwiezie dodatkowe 60 km.

Na zakończenie

Dla mnie podróż autostopem po Norwegii mogłaby być również świetnym sposobem na zarobienie pieniędzy. Kilka razy zdarzyło mi się tak, że ktoś oferował mi pieniądze na obiad (nie wiem, czy tak marnie wyglądałam?:P) czy na pociąg. Oczywiście nigdy ich nie wzięłam, chodź nie ukrywam, że dużo by mi pomogły. Nie chciałam jednak psuć wizerunku autostopowicza w tym kraju.

Obecnie jazda autostopem po Norwegii nie jest dla mnie czymś <wow> jak była na początku. Jest czymś normalnym i logicznym, kiedy masz dużo czasu i mało pieniędzy oraz gdy chcesz wejść w interakcje z mieszkańcami. Gdy w lipcu 2012 roku, z Geirangerfiord złapałam stopa prosto do Oslo (450km) z podwózką pod same drzwi do domu stwierdziłam, że autostop nie jest w stanie mnie już zaskoczyć. Ale nigdy oczywiście podczas takich podróży nie przestanę być czujna.

Napisane przez: Ola | 20 czerwca, 2012

Konkurs Łowca przygód w Norwegii

Ten blog zajął II miejsce w konkursie Łowca przygód w Norwegii organizowanym na zlecenie portalu visitnoway.pl Konkurs polegał na głosowaniu przez aplikację na facebooku na blogi użytkowników o tematyce sportowo – podróżniczej. Główną nagrodą było dofinansowanie (10 tyś brutto) na realizację wybranych pasji sportowo – turystycznych w tym kraju.

Wszystkim bardzo dziękuję za oddane głosy! 🙂

Napisane przez: Ola | 24 kwietnia, 2012

Lofoty – zimowy tour po Archipelagu

W lutym 2011 roku mój studencki pobyt w Norwegii dobiegał końca. Kasa się kończyła, a perspektyw wyjazdowych nie było. Jakoś w te paskudne dni nikomu z Erasmusów nie chciało się ruszyć w dalszą podróż. Ale ja nie mogłam odpuścić i darować sobie nie zobaczenia północy Norwegii. Na zakończenie studenckiej przygody musiałam postawić wisienkę na torcie.

Wielkie planowanie 🙂 (fot. Marcin Łapiński „Łapa”)

Norweskie NSB

Znalazłam tanie połączenia norweską koleją na http://www.nsb.no za 400 NOK  (Oslo – Bodo i z powrotem), zapakowałam namiot, odezwałam się do kilku osób z Couchserfingu z zapytaniem o „kanapę” i zadzwoniłam do znajomego Marcina z Polski czy nie chciałby ze mną pojechać na północ. Prawie od razu wyraził chęć i już kilka dni potem spotkaliśmy się w Oslo.

Norweska kolej to dość inny standard niż Polskie PKP:-) Co tu pisać…. niebo a ziemia:-) Chodź by w obsłudze klienta. Przykładowo o zmroku, kiedy juz zasypialiśmy w pociągu, konduktor zbliżył się do nas nie próbując nawet potrząsnąć ramieniem, pochylił się lekko i powiedział coś w stylu; „Przepraszam, że Państwa budzę i niepokoję, ale chciałbym tylko sprawdzić Państwa bilety” W Polskich przedziałach wiadomo jak to wygląda. Wszyscy śpią poupychani jak sardynki, światło jest zgaszone, a konduktor otwierając i prawie wyrywając drzwi z przedziału z hukiem staje między podróżnymi, zapala światło i krzyczy; „Bileciki do kontroli!” Potraficie to sobie wyobrazić?
CO kraj to obyczaj 🙂

Podróż norweską koleją i mapa Lofotów (fot. Marcin Łapiński „Łapa”)

Jesteśmy !

Lofoty czarują. Zdecydowanie. Gdy się tam przyjeżdża to oko ludzkie nie jest w stanie ogarnąć tego wszystkiego. Dopiero po jakimś czasie człowiek się przyzwyczaja do zapierających widoków, które pojawiają się już po opuszczeniu promu. W tym czasie była zima, a my nart i rakiet nie mieliśmy więc na dłuższe wędrówki nie było co liczyć. Zresztą jak na pierwszy, krótki i dość spontaniczny wyjazd zobaczyliśmy całkiem sporo.

Widok w drodze do Fredvang (Fot. Marcin Łapiński „Łapa”)

Z nocowaniem w namiotach na Lofotach niby nie ma problemu bo obowiązujące norweskie prawo Allemannstretten (odsyłam do mojego artykułu https://norwaydream.wordpress.com/2010/12/10/allemannsretten/ )mówi o tym, że każdy wędrowca ma prawo rozbić swój namiot późnym wieczorem. Musi jedynie zwinąć go rano i zachować odległość ok 150m od budynków. Ale żeby na Lofotach racjonalnie rozbić nocleg, trzeba wyjść dalej w góry. Gdy spojrzymy na krajobraz szczególnie zachodniego archipelagu to droga, po której mogą przejeżdżać samochody otoczona jest z jednej strony 600-700 metrowymi ścianami pionowo spadającymi w dół, a z drugiej strony otoczona jest przez morze. Na wypłaszczeniach rozsiane są tylko większe miasteczka lub osady. Dlatego właśnie, gdy przyjeżdża się tu po raz pierwszy góry zachwycają swym ogromem mimo tego, że większość szczytów nie przekracza tutaj 1 000 metrów. Wyrastają one niemal pionowo prosto z ziemi.

Olstinden (tylko 675 metrów a robi wrażenie) fot. Aleksandra Guzek

Pomimo położenia za kołem podbiegunowym na Lofotach nie jest jakoś strasznie zimno. To wszystko dzięki ciepłemu prądu morskiemu Golfsztrom, który opływa archipelag. Ale z moich doświadczeń wynika, że jednak jest zimno 🙂 Wiatr i duża wilgotność powietrza powodują, że temperatura odczuwalna jest trochę niższa.
Przed zamarznięciem pod namiotem, uratowała nas para sympatycznych polaków; Agata i Erwin którzy poprzez Couchserfing zaoferowali nam dostęp do jednej z kwater, które wynajmują podczas wakacji. Byliśmy im bardzo wdzięczni.

Biwakowanie koło drogi (fot. Marcin Łapiński „Łapa”)

Lofockie przygody

W górach nie zrobiliśmy zawiele, a część typowych turystycznych atrakcji było zamkniętych w tym okresie. Ale dzięki uprzejmości właściciela Muzeum wędkarskiego w miejscowości „A” mogliśmy za darmo zwiedzić i podziwiać eksponaty.

Na miejscu poruszaliśmy się cały czas autostopem. Nie ukrywam było ciężko, ale i zabawnie. Mogliśmy dzięki temu poznać rdzennych mieszkańców tego miejsca, chodź na Lofotach mieszka też wielu przyjezdnych. Młodzi na okres studiów lub początków zawodowej pracy zazwyczaj wyjeżdżają, ale większość z nich wraca w swoje rodzinne miejsca. Wracają, bo nie są przyzwyczajeni do tłumu i miasta. Uważają, że mieszkają w najpiękniejszym miejscu na ziemi.

Autostop (fot. Marcin Łapiński „Łapa”)

Któregoś dnia udaliśmy się do wioski rybackiej Nusfjord, która wpisana jest w listę UNESCO. Zaczyna się tutaj szlak, który biegnie zboczem góry wzdłuż wybrzeża. Latem pokonuje się w 2 -3 godziny, nam w zimę, z ciężkimi plecakami zajęło to ok. 7 h. I zrobiliśmy to tylko dzięki temu, że ktoś wcześniej przeszedł tędy na nartach i wyznaczył nam ślad. Miejscami przedzieraliśmy się w śniegu po pas 🙂 Widok kontynentalnej Norwegii na taką odległość po prostu mnie zamórował. Miałam ochotę wręcz przyklęknąć:-)

Widok na kontynentalną Norwegię (fot. Marcin Łapiński „Łapa”)

Nusfjord zimą (for. Marcin Łapiński „Łapa”)

Szlak kończył się w wiosce Nesland, składającej się z kilku domów. W większości domów paliły się światła, ale były one niezamieszkałe. Norwedzy opuszczając swoje letnie domki zostawiają zapalone światła, aby pomogły one kutrom rybackim wrócić do domu. Teraz tylko pozostało nam przejść zasypaną drogą, wzdłuż góry Trollhamran. Było już ciemno, a widok jaki nam towarzyszył był po prostu…. księżycowy. Nie sposób tego opisać.

Moskenes o zmroku (fot. Marcin Łapiński „Łapa”)

Na końcu drogi czekał na nas rybak, który złapał nas wcześniej na stopa. Bardzo się o nas martwił, że długo nie wracamy. Zabrał nas umęczonych przy końcu szlaku i wręcz poprosił abyśmy tę noc spędzili u niego w rorbu przystosowanym dla zwykłych turystów. Okazało się, że rybak jeździ czasem do Świnoujścia aby naprawiać swój kuter rybacki. Przy okazji udaje się też do dentysty, bo te usługi są nawet o 200 % tańsze niż w jego rodzinnym kraju:-) Dlatego właśnie przed wyjazdem na wymianę studencką wyleczyłam wszystkie zęby! Ot co! 😀

 Rybak złapany na stopa 🙂 (fot. Marcin Łapiński „Łapa”)

Błogie lenistwo u rybaka w rorbu (Fot. Marcin Łapiński „Łapa”)

Spotykając Erwina i Agatę z http://www.rorbuer.no/pl zostalismy jeszcze zaproszeni na wieczorne spotkanie, gdzie mogliśmy spóbować świeżo co złowionego dorsza, napić się piwa i porozmawiać o polsko – norweskich relacjach 🙂 Było naprawdę miło.

Chatki rybackie tzn rorbu (fot. Marcin Łapiński „Łapa”)

Niesamowite zestawienie kolorów po burzy na Lofotach (for. Marcin Łapiński „Łapa”)

Podsumowanie

To niesamowite, ale wyjeżdżając z Oslo w ogóle nie przypuszczaliśmy, że spotka nas tyle pozytywnych sytuacji. Ruszyliśmy z namiotem przekonani, że te kilka nocy spędzimy pod chmurką:-) Szczęśliwie okazało się jednak inaczej.

Nie zapomnijcie o pozytywnym nastawieniu podczas swoich podróży!

God tur!

Skrzynki pocztowe na Lofotach (fot. Marcin Łapiński „Łapa”)

Napisane przez: Ola | 24 kwietnia, 2012

Canu trip

Jednym z warunków zaliczenia studiów w Norwegii było zorganizowanie kilku dniowej wycieczki na canu w Oslomarka. Głównym założeniem było samodzielne przetrwanie, bez żadnej pomocy z zewnątrz, bez namiotu i z własnym wyżywieniem.

Oto kilka zdjęć z naszego tripu i szałasu który udało nam się zbudować. Zabawa była przednia 🙂

 

 

 

 

 

 

Napisane przez: Ola | 23 kwietnia, 2012

Friluftsliv – życie na świeżym powietrzu

Norwegowie mają szczęście. Nie tylko dlatego, że mają ropę i dobry system opieki społecznej ale przede wszystkim dlatego, że czują potrzebę poszanowania i miłowania własnej przyrody. Oni nie tylko dbają o to co ich dookoła otacza, ale i potrafią korzystać tak, aby nie zniszczyć i nie spustoszyć. Wynika to chyba z tego, że mają głęboko zakorzenioną potrzebę spędzania czasu na świeżym powietrzu i podejmowania się przeróżnych aktywności; od biegów i jazdy na rowerze latem do narciarstwa biegowego i telemarkowego zimą.

Umiłowanie norweskiej przyrody (źródło: J. K. Blake Brown Cheese Please)

W Polsce gdyby ktoś zobaczył kobietę biegającą po lesie, bardzo zdziwiłby się na ten widok (chodź to też troszkę się już zmienia) W Norwegii dziwne jest to, kiedy ktoś nie biega lub nie uprawia żadnego sportu. Naprawdę bardzo dziwne… W samym choćby Oslo pobliskie lasy są pełne od biegaczy i rowerzystów. I to nawet niezależnie od pogody. Dla norwega nie ma złej pogody, jest tylko złe przygotowanie do niej.

Pada? To nic…. a niech leje! 🙂 (źródło: J. K. Blake Brown Cheese Please)

Jeśli kiedykolwiek miałabym się przeprowadzić do Norwegii to głównie z powodu ich zamiłowania do przyrody i do „friluftsliv”, czyli „życia na świeżym powietrzu”. Friluftsliv dla norwega to przede wszystkim sposób na życie, spędzania wolnego czasu ze znajomymi, odreagowania stresu ale i umiejętność przetrwania w środowisku naturalnym. Chodzi właśnie o to, żeby nie korzystać z infrastruktury turystycznej, a zapakować plecak i wyruszyć np. w górską wędrówkę. Wówczas można spać pod namiotem albo w typowych norweskich chatach (schroniskach) tzn. „hytte” bez dostępu do wody i światła. Friluftsliv to też sport. Sport na świeżym powietrzu, ale nie rywalizacja. Chodź ostatnimi czasy pęd za coraz to nowszym i modniejszym sprzętem troszkę zaburza norweską ideę. Żeby uprawiać friluftsliv nie trzeba posiadac sprzętu z najwyżej półki i nie trzeba mieć przygotowania sportowego. Trzeba po prostu chcieć.

Norwegowie nie lubią spotykać ludzi podczas swoich wędrówek (źródło: J. K. Blake Brown Cheese Please)

Słowo „Friluftsliv” pojawiło się  po raz pierwszy w XIX wieku w jednym z wierszy Ibsena, który twierdził, że dom każdego człowieka to nie budynek ani rodzina, ponieważ cechuje je śmiertelność. Domem każdego człowieka jest i powinna być właśnie natura. Tradycje jednak tego słowa sięgają starych czasów historycznych Norwegii i nawiązują do chęci przetrwania norwegów w czasie mocnych wpływów Danii i Szwecji. Ludzie musieli żyć i czerpać  z tego co dała im natura. Co więcej kiedy śnieg odcinał położone w dolinach wioski górskie, ich dzienne funkcjonowanie zamykało się tylko do tego co oferowały góry. Aby przemieścić się do sąsiednich osad musieli te trasy pokonywać na nartach. Tradycje te do tej pory sa utrzymywane np. dzieci w przedszkolu jeden dzień w tygodniu (niezależnie od pogody) spędzają na zewnątrz uczestnicząc w różnych grach i zabawach w plenerze.


Norweski friluftsliv w wykonaniu studentów z całego świata 🙂 Szkoda, że zabrakło mnie na tym zdjęciu 

Napisane przez: Ola | 23 kwietnia, 2012

Jaskinie Svarttjerngrotta i Svartbekkgrotta

Te dwie małe jaskinie znajdują się ok 60 km na północny – zachód od Oslo. Chodź nie imponują rozmiarem bo mają zaledwie kilkadziesiąt metrów długości to w jednej z nich znajdował się strumień wody, który to wykształcił ciekawy meander. Oczywiście jak na złość nie mam jego zdjęcia.

Wycieczkę do tych jaskiń odbyłam z Hansem i Cato, którzy oderwali mnie od miejskiego marazmu w lipcu 2011 i tym samym uratowali moją duszę 🙂


Cato 🙂

Ola 🙂

Szczęście 🙂

Older Posts »

Kategorie